Zamknęłam Cię w klatce
mój Ty ptaku złoty,
uplecionej z marzeń
i wielkiej tęsknoty.
Schowałam Cię w studni,
na jej ciemnym dnie,
by żyć w tej iluzji
jak w upojnym śnie.
Wybacz, że nie mogłam
puścić Ciebie wcześniej,
lecz to bardzo boli
żyć bez Twojej pieśni.
Lećże, leć do swoich!
dziś uwalniam Ciebie!
Nie chcę Cię w niewoli,
chcę Ciebie na niebie!
Oświeć mi drogę księżycu blady,
niech mnie nie ranią czarne gałęzie.
W wysokiej trawie skryją się ślady
bo mój kochany już nie przybędzie.
W mgieł ciemnych toni perlą się kiście
długich pajęczyn na drzew ramionach,
tańczą na wietrze uschnięte liście,
lśnią krople rosy jak srebrne grona.
Nad moją głową złote plejady
co snują baśnie o dawnych wiekach.
Ich ciche szepty, słodkie ballady
opadną pyłem na mych powiekach.
Idę samotnie w tę czerń wpatrzona,
tańczą dookoła przejrzyste driady
A ja wzgardzona i potępiona,
Już nie dam rady, już nie dam rady...
Zanim siły opadną,
nim nam młodość ukradną,
póki niebo się o nas upomni...
Zanim czas nas pokona
Weź mnie znowu w ramiona,
nim w bezkresie będziemy bezdomni.
Tak, tak, znów upojona!
Tak, tak, tak, ukojona!
Tak, tak, noc ta niech będzie wyśniona...
OKRES DOJRZAŁY CZ. 4
Architektura Muzyka Zabytki Sztuka